Dyrektywa plastikowa – co to takiego i czym skutkuje?

Dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2019/904 z 5 czerwca 2019 roku bardziej znana jako Dyrektywa Plastikowa, to w obszarze opakowaniowym temat mogący być na szczycie 2021 roku. 

Choć odnosi się do swoich starszych koleżanek i nie od dzisiaj zna światło dzienne, to od przypomnienia o jej istnieniu rozpoczęto noworoczne rubryki newsowe. Dlaczego właśnie teraz, co tak naprawdę mówi nam dyrektywa plastikowa i czy już wiemy, jak się do niej stosować? 

Wspomniana dyrektywa odnosi się do już wcześniej przyjętych, które jednak nie nazywały jeszcze rzeczy wystarczająco po imieniu. W dyrektywie 94/62/WE w sprawie opakowań i odpadów opakowaniowych nie mamy słowa o opakowaniach jednorazowych. Tworzywa sztuczne pojawiają się dwukrotnie, w załączonych tabelach. Europa definiuje niebezpieczne opakowania jako te, które mają dodatek “szkodliwych metali i innych substancji”. Zaleca się recykling jako działanie pożądane. Jesteśmy w roku 1994 i mówimy językiem zbyt ogólnym, wydawać by się mogło, że również zbyt mało świadomym, by osiągnąć realne efekty. Dyrektywa 2008/98 chce zbliżyć nas do bycia społeczeństwem recyklingu, ale nie staje się rewolucją. Niewiele zmienia się też po drodze.

Dyrektywa 2019/904 wydaje się już bardziej doświadczona. Jasno łączy wpływ produkcji odpadów z tworzyw sztucznych z wpływem na środowisko naturalne, podkreśla ekosystem morski. Piętnuje polimerowe jednorazówki, ale oszczędza już nam błądzenia po odmętach interpretacji i wyraźnie definiuje te produkty, co do których się odnosi. To dobry znak, jestem zagorzałą fanką konkretów. 

CELE

Cele dyrektywy wskazane jasno w treści dokumentu są dwa: ochrona środowiska i zdrowia człowieka. Wspomnienie wpływu na zdrowie, pomijane w codziennej rozmowie o odpadach, jest nadzwyczaj cenne. Wielokrotnie zupełnie zapominamy o tym, że zanim odpad zanieczyści środowisko i wróci do nas w innej, szkodliwej lub unieszkodliwionej czy odzyskanej postaci, ma wpływ na nasze zdrowie. Opakowania, z których konsumujemy nie są obojętne dla naszych organizmów i być może akcent kładziony właśnie na ten aspekt całej sprawy, wzbudzi w nas potrzebę większej uważności w tym zakresie?

ZAKRES DOKUMENTU 

Skąd wzięła się lista objętych zaleceniami dyrektywy produktów jednorazowych? Z pomiarów odpadów znajdowanych na plażach Unii Europejskiej. Zgodnie z ich wynikami, wymienione w dyrektywie produkty stanowią 86% wszystkich zalegających na plażach jednorazówek z tworzyw sztucznych. Na pierwszym miejscu są jednorazowe butelki na napoje. Dyrektywa wyraźnie pomija szklane i metalowe pojemniki na napoje. One nie zanieczyszczają europejskich wybrzeży, w przeciwieństwie do mikrodrobin plastikowych, które choć zanieczyszczają, nie wchodzą w zakres stosowania dyrektywy. 

To o tyle ciekawe, że właśnie mikrodrobiny tworzyw sztucznych są produktem ubocznym przy rozkładzie opakowań biodegradowalnych, nie nadających się do kompostowania. To wynik powszechnego już greenwashingu, który polega na zastępowaniu nadających się do recyklingu opakowań tymi, które w części ulegają biodegradacji, a w części rozbijają na sztuczne mikrodrobiny i zostają w naszym otoczeniu, powietrzu, wodzie na wieki. Wcześniej nie mając wielkich szans na recykling. Dyrektywa obiecuje jednak przyjęcie jakiegoś stanowiska co do ograniczenia tego problemu, a na ten moment obejmuje dyrektywą tworzywa sztuczne z biomasy i ulegające biodegradacji z biegiem czasu. 

Lista jednorazowych produktów opakowaniowych, wykonanych z materiałów sztucznych, objętych niniejszą dyrektywą:

  • pojemniki na żywność typu fast food;
  • pojemniki zawierające zimną lub podgrzaną żywność;
  • pudełka na posiłki, kanapki, wrapy, sałatki, owoce, warzywa, desery, żywność świeżą lub przetworzoną;
  • butelki na napoje;
  • wielomateriałowe opakowania na napoje stosowane do piwa, wina, wody, napojów orzeźwiających, soków i nektarów, napojów w proszku lub mleka.

Lista produktów opakowaniowych, wykonanych z materiałów sztucznych wyłączonych z zakresu niniejszej dyrektywy:

  • pojemniki na żywność suszoną;
  • pojemniki na żywność zimną, wymagającą dalszej obróbki; 
  • pojemniki zawierające więcej niż jedną porcję żywności;
  • pojemniki zawierające jedną porcję żywności, które są sprzedawane w ilości większej niż jedna sztuka;
  • szklane i metalowe pojemniki na napoje. 
fot. Canva

Dyrektywa osobno wskazuje na ograniczenia wprowadzania do obrotu produktów oksydegradowalnych, wyrobów tytoniowych z filtrami zawierającymi tworzywa sztuczne oraz jednorazowych pojemników i kubków wykonanych z polistyrenu ekspandowanego, czyli potocznie ze styropianu. Ograniczenie dotyczy też zakrętek i wieczek z tworzyw sztucznych, używanych do pojemników na napoje, jednak zamiast pełnego ograniczenia będą dozwolone, kiedy zamykane / zakręcane pojemniki na napoje spełnią określone wymogi w zakresie ich projektowania. 

Wszystkie produkty objęte dyrektywą są wskazane osobno, w załącznikach do dokumentu, w podziale na załączniki A – G, co wskazuje już na zakres objęcia wymogami. 

W puli produktów objętych dyrektywą, są te, które łatwo zastąpić alternatywami obecnymi na rynku. Co do tych, wobec których twórcy dyrektywy nie widzą jasnych alternatyw, zobowiązuje państwa członkowskie do wprowadzenia systemu rozszerzonej odpowiedzialności, czyli przeniesienia na producenta kosztów gospodarowania tymi odpadami i edukacji w zakresie ich ograniczenia. Czym różnią się te postanowienia, od wprowadzającej już ten wymóg dyrektywy 2008/98? Nowszy dokument poszerza zakres odpowiedzialności na koszty sprzątania odpadów powstałych ze wskazanych produktów jednorazowych i koszty specjalnej infrastruktury służącej do sprzątania. Podsumowując, koszty przenoszone na producenta to koszty środków służących upowszechnianiu wiedzy, koszty zbierania i sprzątania odpadów, jak również koszty transportu odpadów i ich przetwarzania. Dyrektywa podkreśla jednak, że o ile szalę kosztów należy przechylić na stronę producentów, o tyle już cały proces walki z odpadami to wspólna odpowiedzialność “właściwych organów, producentów i konsumentów”. Złagodzenia i warunki dot. wprowadzania systemów rozszerzonej odpowiedzialności są opisane szczegółowo w art. 8 dyrektywy.

Co nam się szczególnie podoba? Sankcje! Wiadomo nie od dziś, że nic tak na człowieka nie działa, jak skuteczne (słowo klucz) sankcje wobec zaniedbywania rozsądnych przepisów. Mamy w dyrektywie jasne wskazanie na potrzebę wprowadzenia w Państwach członkowskich odstraszających kar, za naruszenie przyjętych przepisów, także czekamy na konkretne propozycje. Komisja czeka na informację o podjętych środkach dot. wprowadzania sankcji do 3 lipca 2021 roku. 

TERMINY

Daty graniczne dla wprowadzania produktów do obrotu i ich składu:

– do 3 lipca 2021 r. państwa członkowskie mają podjąć niezbędne środki co do ograniczenia stosowania wskazanych jednorazowych produktów (załącznik A) na swoim terytorium, przekazać go Komisji i udostępnić do wiadomości publicznej. Efektywność podjętych środków ma być sprawdzana na podstawie monitoringu wprowadzania na rynek wskazanych, objętych dyrektywą produktów i sprawozdawczości z osiąganych rezultatów;
– od 3 lipca 2021 r. państwa członkowskie mają zakazać wprowadzania do obrotu wskazanych produktów jednorazowych (z załącznika B) i produktów oksydegradowalnych;

– od 3 lipca 2024 r. pozostawienie możliwości wprowadzania do obrotu tylko tych produktów (z załącznika C), z wieczkami i pokrywkami, jeśli te pojemniki są z nimi nierozerwalnie połączone. Nie dotyczy to nakrętek metalowych i tych z uszczelką;

– od 2025 r. butelki PET (załącznik F) mają zawierać minimum 25% tworzyw sztucznych z recyklingu;

– od 2030 r. butelki na napoje (załącznik F) mają zawierać minimum 30% tworzyw sztucznych z recyklingu. 

Daty graniczne dot. oznakowania produktów:

– od 3 lipca 2021 r. każdy produkt (załącznik D) jednorazowego użytku ma mieć widoczne, nieusuwalne oznaczenia informujące o wskazanej metodzie zagospodarowania tym odpadem i obecności tworzyw sztucznych w produkcie a wraz z tą informacją, producenci mają informować o negatywnym wpływie tego surowca na środowisko. 

I tu naszym zdaniem zabrakło wymogu dot. wskazania jaki wpływ ma dane tworzywo na nasze zdrowie. Informacja o wysokim ryzyku zachorowań na poważne choroby wynikające z kontaktu lub gromadzenia w naszym organizmie substancji wchodzących w skład opakowania powinna być dostępna w “zasięgu wzroku” konsumenta. 

Specyfikacja dotycząca oznakowania jest rozpisana szerzej, w art. 7 dyrektywy. 


Daty graniczne dot. selektywnej zbiórki do recyklingu:

– do 2025 r. ilość zebranych odpadów (produkty z załącznika F) ma być wagowo równa 77% łącznej wadze tych produktów wprowadzonych na rynek;

– do 2029 r. kryteria powyższego wymogu zwiększa do 90%.
Zaleceniem dla skutecznej realizacji tych wskazań jest np. ustanowienie systemu kaucyjnego. 

fot. Canva


PODSUMOWANIE

Czy przytoczona dyrektywa zmieni nasze życie? Nie. Czy odśmieci nasze środowisko? Też nie, jeśli państwa członkowskie, indywidualnie, nie podejdą do sprawy na poważnie. Musimy mieć świadomość, że jeśli za wdrożeniem dyrektywy nie będą szły konsekwentne, zdecydowane, efektywne kroki podejmowane przez rządy poszczególnych państw, nie zmieni się wiele. To nasze krajowe przepisy mają realny wpływ na postęp w temacie. Scenariusze konsekwencji wynikających z niewypełnienia zobowiązań państwa członkowskiego mogą być różne, ale trudno zmierzyć ich realne rozmiary w skali istotnej dla nas, jako obywateli. Większe skutki możemy odczuć z powodu wprowadzenia Plastic Tax – podatku od plastiku niepoddanego recyklingowi, niż z niewypełnienia wymogów dyrektywy. 

Nie mam jeszcze rozbudzonych nadziei co do efektywności dyrektywy plastikowej również dlatego, że nie doczekaliśmy dotąd jasnych kroków ze strony naszych decydentów. Ponadto w porównaniu z potrzebami planety zakres tej dyrektywy jest bardzo mały. Nie karmiąc jednak wewnętrznego pesymisty, analizuje sprawę raz jeszcze i cieszę się, że w ogóle się dzieje. Z treści dyrektywy wynika wiele dobrego, są powody do zadowolenia, są podstawy do systemowych zmian. Świadomość nie pozwala mi tylko założyć rąk za głowę i biernie oczekiwać. Zamiast tego duże zmiany dla środowiska zaczynam od swoich zacisznych, domowych rewolucji i pokonywania kolejnych granic własnego komfortu. Celem nie jest spełnienie wymogów prawnych tylko przyszłość naszej planety. A to już wystarczy, by działać, brać odpowiedzialność za podejmowane wybory i wciąż się edukować. Cena jest zbyt wysoka, w obliczu tego, jak wiele możliwości działania mamy. Zachęcam i Was do brania sprawy we własne ręce! 


PS. Z powodu troski o środowisko powstały też bredpaki! To nasze zdecydowane wyjście poza swoje zacisze 🙂 Próbowaliście już? 

Angelika

Nasze podsumowanie roku 2020

Czy jeśli stwierdzimy, że rok 2020 był dla nas wyzwaniem, zaskoczymy kogokolwiek? 

Zapewne nie, ale nie o zaskoczenie tutaj chodzi. Solidarnie dzieliliśmy bowiem cienie tych mijających miesięcy i wszyscy doskonale rozumiemy, dlaczego chętnie zamykamy tegoroczne i z nadzieją otwieramy drzwi do nowego roku. 

Połączyło nas nagłe zwolnienie silników, przewartościowanie, podejmowanie tematów społecznie uznawanych często za tabu, niepewność jutra i separacja. Era koronawirusa przyniosła ze sobą wiele trudności, niekiedy ogromny ciężar utraty, innym razem niekończącego się bycia ze sobą, wreszcie odczłowieczenie, zniknięcie za ekranami i uzależnienie swoich działań od kondycji Wi-Fi. Wszystko po to, by znów, jak przystało na warunki bez precedensu – wielu z nas podzielić. 

Podsumowanie tego roku przynosi wiele emocji, zamknięcie go daje radość, oczekujemy na nagłą zmianę wraz z zastąpieniem zera wymowną jedynką. Myślimy jednak, że warto na tym nie poprzestawać. Musimy gromadzić przechodzące do historii doświadczenia i zaprzyjaźnić się z nimi do tego stopnia, by zauważając ich cień w pierwszych dniach stycznia nie przynieść sobie rozczarowania. Zrozumieć, że budowanie nowego trwa i zawsze ma podwaliny starego, również tego, co dobre nie było. 

Mieliśmy w tym roku różne myśli. BreadPack mógł nie przetrwać, zanim na dobre wystartował. Jak w momencie takiego kryzysu i indywidualnych dramatów można z radością chwalić się nowym produktem, zachęcać do kreatywności, przekonywać, że warto, kiedy w wielu przypadkach odbywa się walka o przetrwanie? Mając tę świadomość, sami podejmowaliśmy bitwy o naszą przyszłość, szukaliśmy sensu, byliśmy bliscy rezygnacji. Firma powstała w 2020, więc nie mogliśmy liczyć na żadną tarczę wsparcia dla przedsiębiorców. 

I dzisiaj szczerze musimy przyznać, że to wszystko miało sens. 

Dostaliśmy nachalną, nieproszoną lekcję, która zweryfikowała nasze motywacje i wiarę już na starcie. W przeciwnym razie, wątpliwości pojawiłyby się na innym etapie procesu, przechodzilibyśmy je etapami i może trafiłyby na taki, z którym by nie wygrały. Nie wiemy, co przyszłość uzbierała w swoim planerze, ale z pewnością, z obecnym doświadczeniem jesteśmy nieporównanie silniejsi, dostaliśmy mnóstwo wycisku, mamy przytarte nosy i zracjonalizowane spojrzenie. Najważniejszą rzeczą, jaką sobie uświadomiliśmy jest to, że choć po ludzku zwątpiliśmy w siebie i nasze działanie, tak w bredpaki nie zwątpiliśmy ani przez sekundę. Poddając w wątpliwość wszystko, jednocześnie upewnialiśmy się w tym, że BreadPack jest ważny i potrzebny, a kilka lat pracy nie może być przysłoniętych przez kilkumiesięczne, czarne chmury. 

Naszym zdaniem o to właśnie chodzi. By kolekcjonować to, co za nami, użyźniać tym przyszłość, układać swoje drogi, świadomie budować nowe, lub dopracowywać stare. Może wcale nie jest do wyrzucenia? 

Życzymy Wam wszystkim pozytywnego nastawienia, zwrócenia się ku temu, co ważne. Niech nowy rok przyniesie dobroć, bliskość, kwitnienie zasadzonych wartości, pewność jutra. Abyśmy nie zapomnieli, że jesteśmy dzieciakami jednej planety, pielęgnujmy radości i dbajmy o nasz wspólny dom. Niech ten 2021 rok będzie piękny, pełen doskonałych aktywności i odpoczynku na życzenie! 

Już nie możemy się doczekać wspólnych, wspaniałych projektów! 🙂

Angelika i Eugeniusz


Debiut to dobra okazja do podsumowania. Tym razem bałaganu opakowaniowego.

Rynek gastronomiczny pęcznieje. Oferta poza domowego menu regularnie nabiera kilogramów i odpowiada na potrzeby każdego, kto skusi się w nim poszukać opcji dla siebie. Biegamy między nowo otwartą piekarnią, gdzie zamawiamy na wynos gorące przekąski, a kawiarnią, z której zabieramy ze sobą energetyczną kawę. W większych biurach, w celu polowania, biegamy po korytarzach. Tam bowiem wjeżdża z dostawą szeroka gama poporcjowanych kalorii, zapakowanych i gotowych zastąpić nam domowe, drugie śniadanie. Do home office zapraszamy lunch przyprawiony energią firmy kurierskiej. 


Te wszystkie możliwości pojawiają się rzekomo dla naszego komfortu i byśmy mieli wybór. Tyle, że nam od tych aktywności dziwnie przybywa kilogramów, a środowisko dostaje czkawki. 

Zapędzeni w pozorny bieg nie widzimy konsekwencji swoich wyborów, łykamy lub proponujemy wszystko, co fast, doprawione kilogramem plastiku. I to m.in. on, choć nie tylko, pod postacią jednorazowego opakowania, doskonale łączy gastronomię fast ze światem fast społeczeństwa. 

Przy okazji analizy wpływu jednorazowych naczyń na nas i naszą przestrzeń, wnikam głęboko w tkankę rynku opakowaniowego. Chcę ustalić, gdzie leży prawda, jakich materiałów powinniśmy używać, co jest naprawdę fair, a co funduje nam greenwashing. Jak zdążyłam zauważyć, temat nie jest pozytywny i wygodny. Długo trzeba wiercić, aby cokolwiek ustalić. U źródła wyobrażenia rozpadają się w pył i żadna deklaracja nie jest już godna zaufania. Mamy wielki dylemat, a pozornie chodzi o banalnie prostą sprawę. 

Głównym problemem, z jakim się tutaj mierzymy, jest mylenie trendu na “bycie eko”, z działaniami przynoszącymi rzeczywiście pozytywny wpływ na środowisko. 

Trudno odepchnąć nadmiar treści reklamowych i dotrzeć do prawdziwych informacji co tak naprawdę, wśród dostępnych zasobów, jest dla planety dobre, i kto jest w tym łańcuchu za co odpowiedzialny. A to, w połączeniu z wszechobecnym pędem, stwarza warunki do rozwoju dezinformacji i potęgowania naszego negatywnego wpływu na otoczenie. 

W przypadku gastronomii, na pierwszy rzut oka wysuwa się nierozsądne podchodzenie do tematu zaopatrzenia. W działaniu rozsądnym nie chodzi jednak o to, by pakować w to, co wydaje nam się ekologiczne i ekonomiczne. Chodzi o konsekwencję w planowaniu i realizacji polityki opakowaniowej. Olbrzymia część polskiej gastronomii sięga po rozwiązania quasi-eko, które uspokajają każdą ze stron: usługodawców ponieważ zapewniają odpowiedzialną alternatywę, a konsumentów, bo kupują przecież to eko. 

I choć trudno dopatrywać się winy na końcu łańcucha, to skala konsekwencji tego zaniedbania rośnie właśnie tutaj. 

Lekceważymy te drobne elementy codzienności, ale one łączą się w gigantyczne efekty. Tak samo ważne, jak to co jemy, jest to, w co to jest zapakowane i w jakich materiałach jest wcześniej przechowywane. Indywidualnie trzymamy w ręku około 30 gramowe opakowanie plastikowe, co nie buduje grozy, ale już demokratycznie wyrzucamy w wody mórz i oceanów 10 milionów ton śmieci rocznie. Tygodniowo, każdy z nas łyka już prawie 5 gramów plastiku. Tej kumulacji nie możemy bagatelizować. 

Całkowita odpowiedzialność za ten stan nie leży po żadnej ze stron. Nic nie jest czarno-białe, choć ostatnio coraz częściej pozostawia się winę tylko na konsumentach. To próba błędnego rozłożenia odpowiedzialności.  


Słowo plastik stało się synonimem wroga publicznego, a zamienników jest już na rynku pod dostatkiem. Z tym, że nie do końca jest to dobry kierunek myślenia. Co więcej – tak krótkie rozróżnienie jak zły plastik i dobre wszystko inne, doprowadza do katastrofalnych konsekwencji. 

O opakowaniach wykonanych z materiałów sztucznych i ich zamiennikach należy wiedzieć dużo, by móc mądrze wybierać i efektywnie nimi gospodarować. Sama nazwa lub tworzywo niewiele nam mówi o jego wpływie na środowisko.
Od dłuższego już czasu oczyszcza się nasze sumienia, zamieniając torby i opakowania plastikowe na te biodegradowalne. Ponieważ słowo to nie należy do najłatwiejszych i najkrótszych, często określamy je po prostu jako bio. A to już zawsze powinno znaczyć, że dobre. W rzeczywistości nie wszystko co bio jest odpowiednią alternatywą. I nie tylko to w obszarze opakowaniowym jest niejednoznaczne. Opakowanie plastikowe, przy założeniu, że trafi do prawidłowego pojemnika na odpady, ma ogromną szansę na poddanie recyklingowi. Wyrzucony bezwiednie będzie się powolnie rozpadać zanieczyszczając środowisko. Ten biodegradowalny natomiast, nie ma żadnej szansy na poddanie recyklingowi – jest to, w przypadku opakowania bio niekompostowalnego, polimer połączony z tworzywami, które poddają się rozłożeniu przez organizmy żywe – nie nadaje się więc do przerobienia, a co więcej, nie może być uznany za odpad bio. Cząstki polimerów, które ma w składzie, nie pozwalają na jego rozłożenie w środowisku naturalnym, owszem, będzie rozpadał się szybciej niż czysty polimer, ale również szybciej trafi do wód, powietrza, a w konsekwencji do naszych płuc. Jako mikroplastik. 

Rozumiem jednak, że dla części osób wpływ na środowisko nie będzie specjalnie istotny. Wówczas warto zauważyć, że opakowanie, zanim skontaktuje się z naturą, nawiązuje relację z żywnością. Kumulowane w naszych organizmach benzen, styren, perfluorowane związki organiczne, antymon, ksenoestrogen, bisfenol A i inne, znajdujące się lub obecne w procesie tworzenia opakowań jednorazowych, oddziałują negatywnie na nasz układ nerwowy i hormonalny, powodują szereg schorzeń, w tym nadciśnienie czy nowotwory. Część z tych substancji, które pozostają w naszych organizmach, przedostają się do organizmów dzieci wraz z mlekiem matki.

Składniki opakowań nie są obojętne na to, co się w nich znajduje i z łatwością przenikają do żywności, czy to pod wpływem mijającego czasu czy wysokiej temperatury.

Dowodem na brak tej świadomości jest bardzo często spotykana zachęta do podgrzewania posiłku wraz z pojemnikiem, umieszczana na opakowaniach oferowanych przez firmy cateringowe. Po zastosowaniu się do wskazówki otrzymujemy nie tyle lunch, co koktajl chemiczny. 

A co z opakowaniami kartonowymi? Dlaczego gorący tłuszcz lub wrząca kawa nie pokonują zwykłego papieru? To łączy się z praktyką kamuflażu. Część dostępnych na rynku opakowań papierowych przedstawianych jako rozwiązanie eko, powszechnie już wyposaża się  w chemiczną powłokę, która ma polepszać trwałość opakowania. Wraz z posiłkiem, substancje tworzące tę powłokę, wędrują do naszej wątroby wprost z “ekologicznego” pojemnika na frytki, pizzę czy burgera. 

Co to oznacza dla osób kupujących opakowania lub jedzenie w opakowaniu? By dokładnie sprawdzać materiał, z jakiego to opakowanie zostało wykonane. Nie poprzestawać na zapewnieniu, ogólnym opisie lub własnej intuicji. Poza tymi marketingowymi ściemami, istnieją na rynku zamienniki godne uwagi i spełniające dokładnie te same funkcje, co sztuczne jednorazówki. Mówię tu o szkle, naczyniach kompostowalnych, wykonanych z naturalnych surowców czy jadalnych. Zaletą ich używania jest brak wpływu substancji chemicznych na żywność, możliwość poddania recyklingowi, szybkie zjednoczenie się z naturą lub w ogóle eliminacja odpadów. Również nie każdy papier jest jednoznacznie złym wyborem – nie każdy jest powlekany, ale kwestia tego, czy poza tym, że naturalnym, jest on faktycznie ekologicznym surowcem, pozostawia przestrzeń do kolejnych analiz.

Czy gastronomie wiedzą, że większość opakowań powszechnie dostępnych na rynku jest bardzo szkodliwa? Czy wybierają je świadomie? Odpowiedzi są różne.
Wiele osób wierzy w deklarację producentów lub opisy reklamowe. Szukają dobrych rozwiązań, by dbać o dobro klientów, ale nieświadomie nie wykonują żadnej poprawy. Wielokrotnie z ust sprzedawców lub producentów opakowań padają deklaracje jakości, przyjazności naturze czy certyfikacji. Kiedy pojawiają się konkretne pytania, odpowiedzi brakuje. E-mail z potwierdzeniem terminu, w jakim opakowanie się rozkłada, nie dociera. 

Są wśród przedstawicieli gastronomii również tacy, którzy jasno deklarują, że szkodliwych opakowań nie zmienią, bo klienci chcą ich używać. I już.

Konsumenci będą się bronić przed zamiennikami ekologicznymi, kiedy przedstawimy im je jako efekt mody, szkodliwy w takim samym stopniu, co opakowania polimerowe, tylko droższy. Analizując ceny, dojdziemy jednak do wniosku, że to głównie plastikowe opakowania są tymi, za które przepłacamy jako konsumenci. Doskonale wiemy, że za folię aluminiową, styropian lub plastik w opcji na wynos dopłacamy do rachunku 1 – 2 zł. W rzeczywistości te opakowania kosztują po kilkanaście, kilkadziesiąt groszy, więc klient pokrywa cenę z nawiązką. Przy okazji sztucznych opakowań bio, wprowadzanie ich do oferty i przekonywanie klientów do ich używania nie ma sensu, bo ich pozytywna strona jest tylko formą greenwashingu. Kiedy chcemy korzystać z jakościowych bio opakowań, warto poświęcić czas na dobór tych odpowiednich dla nas, a następnie zainwestować energię w informowanie naszych gości, dlaczego wybraliśmy ten produkt i jak dobre ma to skutki, lub może właśnie jakich konsekwencji unikamy. Miejmy cierpliwość. Konsument, o którego się zatroszczymy i zaproponujemy wysoką jakość polecanego produktu, z chęcią dopłaci. Dołączy swoje zaufanie i zasili grono stałych klientów, lub zarekomenduje nas dalej. 

Usługodawcy muszą mieć świadomość, że konsumenci dzisiejszego, pędzącego świata nie wystarczająco skupiają się na oprawie szybkiego jedzenia. Korzystają z ofert gastronomii regularnie i ufają, że otrzymują dobre produkty. Jedzenie na mieście rozumiane jako luksus, odeszło do lamusa. Nie możemy traktować tego jako uzasadnienia dla obniżania standardów. Warto przeanalizować fakty, możliwości i korzystać z potencjału, jaki niesie ze sobą obecny nurt, budując jednocześnie nowe przyzwyczajenia. Zmieniając złe nawyki robimy to też dla siebie, nasze role się przecież zmieniają, kreujemy rynek, ale również korzystamy z jego oferty. 

Jako klienci stawiajmy więc konsekwentne, mądre wymagania. Jeśli ciekawi nas składnik kupowanych posiłków, deserów, napojów, dlaczego mamy odpuszczać wiedzę o etykiecie opakowań? Mamy wpływ, więc mamy też prawo pytać i płacić za to, czego naprawdę oczekujemy.

Angelika